07 listopada 2023

No i po co ten pośpiech?

Siedzę i czuję, że jak nie napiszę, to wybuchnę. Wylewam, to co siedzi we mnie, przez palce sunące po klawiaturze na stronę na pulpicie. Jak wyjdzie coś ciekawego, to wrzucę zdjęcie i dodam do bloga. To taka trochę forma terapii. Zamienić, to co mnie wkurzyło w coś ciekawego, o czym z chęcią ktoś przeczyta. Następnie pomyśli, przeanalizuje, przyzna rację albo nie. Najprzyjemniej, jak po prostu się uśmiechnie.

Dzisiejszy dzień nie należał do szczególnie emocjonujących. Musiałam tylko jechać na drugi koniec miasta, do przychodni obok szpitala, gdzie miałam wycinany woreczek, na zdjęcie szwów. Wyznaczałam termin, jak odbierałam wypis, ponad tydzień temu, otrzymałam informację zwrotną, proszę przyjść między 9:00 a 12:00. Czyli już wiem, w tych godzinach nic nie planuję, rezerwuje je na grzeczne czekanie pod gabinetem w przychodni. Sam dojazd tam to wyzwanie, gdy nie masz auta i szofera (nie posiadam prawa jazdy, jedyny pojazd, na jakim przemieszczam się sama, to rower, czasem marzy mi się skuter, o moim braku prawa jazdy też muszę kiedyś napisać), ale od czego mamy aplikacje w telefonie i komunikację miejską. Sprawdzam i zaskoczenie, tylko jeden autobus! Bez przesiadki! A w dodatku opcja ze zwiedzaniem, 49 minut wycieczki, super. No przecież jak jest taka opcja, to jechanie taxi jest absolutnie nienormalnym posunięciem. Zresztą na taryfę wydałabym w obie strony pewnie z 80,00 zł, a autobusem tylko 11,20 zł – cebula we mnie jest silna! Poszłam na przystanek, który mieści się pod wiaduktem. Jest to, stosunkowo niedawno powstałe miejsce, a ostatnio, gdy wracaliśmy skądś z mężem i jechaliśmy za autobusem i widzieliśmy, jak pan kierowca ominął zjazd w zatoczkę do tego przystanku i pojechał wiaduktem na następny. Ta linia jeździ raz na 20 minut. Współczuję ludziom, którzy wtedy czekali. No a teraz, mój autobus się spóźnia. No i pierwsze skojarzenie, no kurczę, znowu! Dlaczego, jak ja się spieszę na konkretny przedział czasowy. A miało być tak pięknie, miejsce przy oknie, trasa wycieczkowa przez całe miasto i w ogóle. Piszę do Piotrka, muszę się pożalić. Odpisuje, screen z apki, spokojnie ma opóźnienie 7 minut, przyjedzie. Technika górą! Podróż mnie nie zawiodła, miejsce przy oknie, a jednocześnie widziałam tablicę z przystankami. Wśród pasażerów nie było nikogo śmierdzącego. Słuchawki w uszach, audiobook, słoneczko świeci, ja jadę, bilecik kupiony w apce. Jeden plac budowy, drugi plac budowy, trzeci (tu już chyba powinni skończyć, ile to potrwa jeszcze?). Łódź w całej okazałości. Kiedyś będzie ładnie. W sumie nawet nie spóźniłam się bardzo, chyba około 9:30 byłam w przychodni. Idę do rejestracji odhaczyć się, że jestem i potwierdzić numer gabinetu. Ukradkiem zerkam na listę, Pani przy mnie stawia plusik, na liście tylko jeden plusik więcej i same minusiki, serio, ale fart! Podchodzę do gabinetu, ale się myliłam! Grzecznie pytam, kto ostatni, Pan na oko w moim wieku lub młodszy w czapce z Bykiem z Chicago, spoko. No a przed nim cała reszta tak na oko około 10 osób. Ekstra, ale plusiki tylko dwa były! No i właśnie zaczyna się tutaj ten moment, którym chcę się podzielić.

Ja słuchawki w uszach, siedzę i słucham ciekawa książka, no nie no, jeszcze jedna dygresja musi być, nim zacznę. Książka, Christopher Hitchens "Bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa". Ciekawa, fajnie się słucha, jeszcze nie skończyłam. Autor wykłada na wierzch praktycznie same fakty, o których wiele osób wie. Dla mnie nie ma tu nic nowego i odkrywczego, raczej to takie upewnienie się w tym, co myślisz i wiesz. Ja jestem świadoma, że nie wierzę w Boga już od dawna i problemu z tym nie mam. Otoczenie moje raczej też nic złego w tym nie widzi. Podoba mi się, w jaki sposób pisze ten autor. Może dlatego, że jest ateistą, ale żydowskim (no bo ateista może być katolicki, protestancki, muzułmański itp.). Ostatnio zauważyłam, że podobają mi się książki światopoglądowe pisane przez Żydów, a jeszcze jak do tego autor jest gejem, to w ogóle mam pewniaka, że czytadło będzie ciekawe (przykład Yuval Noah Harari wszystko, co było dostępne, przeczytałam). Ten Autor nie jest gejem, bo wspomina o dwóch żonach, zresztą nie tylko żydowskim jest ateistą, bo w inne religie też był wprowadzony, ale mam z nim zgodne opinie. Polecam. Słuchałam, a ręką mi machał Jan Paweł II.

Zapomniałam wcześniej napisać, że ten szpital i przychodnia, to zakonny kompleks, jest jeszcze apteka zielarska (bardzo dobra, jeżeli chodzi o specyfiki ziołowe). Codziennie msza, księża i siostrzyczki się kręcą. Nie przeszkadzało mi to w czasie operacji. Szpital poleciła mi moja lekarka pierwszego kontaktu, bo inni pacjenci się dobrze o nim wypowiadali. W końcu doktorzy, to spece od leczenia a ja miałam tam wycinany woreczek i raczej nikt, nie powoła się na klauzurę sumienia przy tego typu zabiegu. Choć reakcja na tatuaże ze strony lekarzy i pielęgniarek była, ale zazwyczaj pozytywna. Raz się spotkałam z trochę obraźliwą. Ze strony pielęgniarki. Jak wróciłam z sali pooperacyjnej i zeszły już ze mnie leki przeciwbólowe, poczułam okropną boleść. Podano mi paracetamol, który nie pomagał, poprosiłam o coś, co pomoże, dostałam pyralginę, nie pomogła też. Powiedziałam pielęgniarkom. Płakałam z bólu. Powiedziały, że dostałam wcześniej i nie podały mi innych leków, kazały się zapytać lekarza, bo zaraz będzie obchód. Ja cały czas leżałam i płakałam. A pani pielęgniarka do mnie mówi, że jestem po laparoskopii i nic dziwnego, że mnie rozsadza i boli (no dokładnie to taki ból był jak gdyby, obcy chciał ze mnie wyjść), oraz czy jak robię tatuaże, to przecież też mnie boli i jakie mi leki pomagają. Grzecznie Pani wytłumaczyłam, że to inny rodzaj bólu i że jak się człowiek tatuuje, nie wolno brać leków przeciwbólowych, bo rozrzedzają krew i po prostu nie wolno (przecież to pielęgniarka, wie dlaczego, by nie krwawiło za dużo). Obchód był parę godzin opóźniony. Lekarz pojawił się około 21:00. Powiedziałam, co i jak mocno boli. Obiecał, że podadzą. Nie podali. Poszłam się zapytać, co jest? Przecież lekarz obiecał. Ja wiem, że leki przeciwbólowe właśnie po to są, by nie cierpieć w takich sytuacjach, do tego służą. Miałam laparoskopię, nadmuchali mnie gazem, normalne, że boli, ale wcale nie musi. Dostajesz lekarstwo, przesypiasz, a z każdym dniem jest lepiej. Pielęgniarki powiedziały, że lekarz chyba zapomniał. Wróciłam do pielęgniarek, za jakiś czas, był już późny wieczór, koło 23:00. Nadal zapłakana. Podały mi tramal, bo tak lekarz przepisał. Lek zadziałał. Usypiając, słyszałam jak, lekarz opieprza pielęgniarki, że nie podały mi przepisanych wcześniej dwóch dawek leku przeciwbólowego. Kurtyna. W sumie, przykro, bardzo przykro. Całe to zdarzenie miało już znamiona sadyzmu. Podobną historię opowiedziała mi też teściowa szwagierki, tez nie mogła doprosić się leków po operacji, też płakała, działo się to w innym szpitalu po wszczepieniu endoprotezy. Wydaje mi się, że obecnie może być tak w każdej placówce z umową z NFZ. To chyba jakieś odgórne ustalenia, by oszczędzać na przeciwbólowcach. Dostałam receptę na wyjście, silne leki, tylko że musiałam sama kupić. Z tym nie było problemu. I lekarz już mi dał receptę, przed tym jak mówiłam mu o bólu, taką standardową, na dzień wyjścia. Może warto wybrać się do swojego lekarza po receptę na leki przeciwbólowe, zanim trafi się do szpitala, by zapobiec takim sytuacjom. Nie jednak po chwili zastanowienia myślę, że to nie powinno mieć w ogóle miejsca. Następnego dnia, już nie pamiętam czy mi coś dali rano, ale nie bolało już tak bardzo, aby mi łzy leciały. W sumie dobrze mnie pozszywali i jakoś prócz tego zdarzenia co opisałam powyżej, to nie mam się czego czepić. Lekarze na serio fajni. Niektóre pielęgniarki też. Na sali miałam super babki, jedna po wycięciu części trzustki, druga po 80 miała amputowaną nogę. Silne mądre kobiety. Jak to na chirurgi, tam lekkich przypadków nie ma. Wystarczy dygresji. Chyba nie chcę więcej wspominać tego szpitala.

Wróćmy do przychodni i sytuacji pod gabinetem. Siedzę, słucham książki, dobrze jest. Ktoś siedzi w środku. Zaczynają schodzić się ludzie, "ja tylko na chwilę" takich osób zeszło się chyba z pięć jak nie więcej. Serio i każdy tylko na chwilę, a jak się okazało jedna osoba z tych chwilowych to i 15 minut potrafiła siedzieć w gabinecie. Bo oni muszą, bo im się spieszy, bo ich kolejka nie obowiązuje (przypominam, były tylko dwa plusiki przy zapisanych osobach). Wszyscy z tej kolejki spoza zapisu, plus jeszcze "chwilówki". Serio..., każda z tych osób dodatkowych to był emeryt. Nie byli to ludzie, którzy muszą wrócić szybko do pracy. Ja mam czas, jestem na zwolnieniu, oni też. Patrzyłam na nich, jak negocjują między sobą, jak szybko im pójdzie, jak szybko załatwią sprawę itd. Tak minęła chyba godzina, gdzieś około 10:30 do gabinetu zaczęli wchodzić ludzie z kolejki. Jak się okazało, parę osób było tylko towarzyszących, więc nie było ich tak dużo. Ale wtedy było fajnie, bez dyskusji, po prostu, kolejno każdy mniej więcej po 5 minut. Sprawnie, każdy załatwiał, co musiał. A ja zaczęłam myśleć, jak by to było dobrze gdyby było tak przez cały cas, ludzie przychodzą, pytają się kto ostatni, siadają i czekają na swoją kolej. Dlaczego oni nie mogą, dlaczego tego nie planują, dlaczego nie usiądą, nie poczytają, nie odpoczną. Przecież to jest bez sensu. Co im każe tak gonić. Chyba tam w środku jest coś w nas, jeszcze jakaś naleciałość z poprzednich pokoleń czy "gadzi mózg" się włącza. Ale czy w obecnych czasach jest jeszcze sens tak robić? Wbijać się w kolejkę, przecież zawsze jest świadomość, że skoro Ty będziesz wcześniej, to ktoś inny będzie czekał. Proszę, planuj, każdy znał godziny pracy lekarza. A reszta osób z listy. Na serio, tyle osób odwołało wizyty. Nie wiem, nie rozumiem. Wiem, że czasem czeka się parę miesięcy, ale skoro się umawiasz, to robisz wszystko, by ta wizyta doszła do skutku. Tak wiele osób narzeka na służbę zdrowia jednak czy dzięki naszym działaniom nie uniknęlibyśmy nieprzyjemnych sytuacji. Pozostawiam do przemyślenia.

Ściągnąć szwy udało się przed godziną 12:00, więc w sumie wyszłam zadowolona. Ranki dobrze się goją, nie mam się czym martwić. Do domu wróciłam tą samą trasą wycieczkową. Znów nikt nie śmierdział, jest ekstra.

Dziękuję.

 

 


Strona www stworzona w kreatorze WebWave.