Mówi się, że Bangkok to miasto kontrastów. To bardzo trafna nazwa. W czasie tych paru dni udało nam się w ramach wycieczki zamieszkać w ciekawym hotelu, obejrzeć panoramę miasta z jednego z wyższych budynków, przepłynąć się kanałami miejskimi i odwiedzić przepiękny kompleks świątyń, jechać wieczorem na uliczkę dla turystów, gdzie dostępne jest wszystko (dosłownie), odwiedzić rynek i iść do kabaretu na występ teatru tworzonego przez laydyboys. Uważam, że było warto. Choć mam świadomość, że wszystko to, było mocno dla turystów. To przecież ja też takim przyjezdnym jestem. I zostawiam tam pieniądze, których Ci ludzie potrzebują. Tam turystyka to główne źródło utrzymania. Odważnym polecam Bangkok. Choć wiem, że większość zobaczy, to miasto tylko raz w życiu. Czy chciałabym tam wrócić? Niekoniecznie. Bardziej interesuje mnie ta część Tajlandii, której nie widziałam. Piękne wyspy i przyroda. Więc nie wykluczam, tamtego kierunku w przyszłości.

 

Dziękuję

Ludzie na ulicach są hałaśliwi i sprawiają wrażenie wesołych. Język gdy się go słucha, przyjemny. Miałam wrażenie, że rozmawiając, ludzie przekazywali sobie dużo emocji. Ulice kolorowe (te główne), reklamy szyldy, neony. Bardzo dużo kwiatów. Wszechobecne też kapliczki – religia główna buddyzm. A obraz buddy, jaki tam jest wszechobecny to ten szczupły, gibki. Nie grubasek jak w Chinach. Ludzie mają ogromne poszanowanie władzy i króla. Nie narzeka się na rządzących jak w Europie.

Jedzenie dostępne na każdym kroku na ulicy. Tanie. Praktycznie wszystko w cenie One Dolar. Płacić można dolarami jak i lokalną walutą. W sklepach można też używać kart. Choć raz spotkaliśmy się, z tym że nie udało nam się zapłacić kartą w określonym przedziale czasowym. 

Udało nam się zobaczyć także miejsca mniej turystyczne, zamieszkałe przez zwykłych lokalsów. Były to smutne szare miejsca. Posklecane domki z byle czego. Duże ilości śmieci wokół. Taka widoczna bieda.

Uczucie takie jak u nas przed burzą. Duszno i ciepło. Miałam wrażenie, że taż wilgotno. Myśleliśmy, że smog będzie nas gryzł w gardło, otóż nie. Nie był on odczuwalny. A zapach, jaki unosił się na ulicach, w ogóle nie przypominał, naszych polskich smogowych klimatów. Wyczuwalna natomiast była wszechobecna woń duriana. Tamtejszego super owocu, z którego robi się praktycznie wszystko. Ten owoc ma specyficzny zapach. Trochę jak by coś gniło, trochę słodko i dusząco. Ogólnie twój nos i mózg zapamięta go na zawsze. Niektórzy nie są w stanie wytrzymać tego zapachu. Ja po pewnym czasie się przyzwyczaiłam i mi nie przeszkadzał już tak bardzo.

 

Ludzie na ulicach są hałaśliwi i sprawiają wrażenie wesołych. Język gdy się go słucha, przyjemny. Miałam wrażenie, że rozmawiając, ludzie przekazywali sobie dużo emocji. Ulice kolorowe (te główne), reklamy szyldy, neony. Bardzo dużo kwiatów. Wszechobecne też kapliczki – religia główna buddyzm. A obraz buddy, jaki tam jest wszechobecny to ten szczupły, gibki. Nie grubasek jak w Chinach. Ludzie mają ogromne poszanowanie władzy i króla. Nie narzeka się na rządzących jak w Europie.

03 marca 2024

One Night in Bangkok

Pora przedstawić kolejną funkcję tego bloga. Chodzi o ocalenie od zapomnienia. Blog założyłam w wieku 39 lat. A do tej pory odwiedziłam już parę ciekawych miejsc. Przeżyłam parę wydarzenia piękne wzniosłe, jak i smutne oraz tragiczne. Zamierzam, więc wspominać. Choć świadoma jestem, że czym więcej czasu minęło, tym więcej może być w tym fantastyki. Bo nasz mózg lubi nas oszukiwać, i zamiast pamiętać niektóre rzeczy, po prostu je zmyślamy. Ale emocje, jakie czuliśmy, zazwyczaj w nas zostają. Dlatego moje wspomnienia będą bardzo subiektywne.

 

Ostatnio, szwagier Piotrka poczęstował nas cukierkami z duriana. Przypomniała mi się wycieczka do Azji. Tajlandia. Pierwsze z państw, jakie w Azji zobaczyliśmy. Było to w 2019 roku, tuż przed wybuchem pandemii i zamknięciem całego świata. W Tajlandii spędziliśmy parę dni (chyba 4), był to Bangkok i okolice (kompleks świątyń). Wycieczkę wykupiliśmy w jednym z dużych biur podroży. Wyjazd obejmował 3 kraje Tajlandię, Kambodżę i Wietnam. Dzięki tej wyprawie wiemy już, że ten sposób nie jest naszym ulubionym sposobem zwiedzania. Ale by podjąć taką decyzję musieliśmy spróbować.

 

Nasze pierwsze spotkanie z Azją, to lotnisko w Bangkoku. Wielkie gwarne, bardziej przypomina rynek, czy hale niż lotnisko. Towarzystwo totalnie międzynarodowe. Porozumiewanie się w języku angielskim. Pierwsze wrażenie niezłe. Nie czuliśmy jeszcze ciepła z zewnątrz. A gorąco tam jest.

 

W każdym nowo utworzonym artykule pokaże się wpisany tutaj tekst. Wpisz więc tutaj domyślną treść nowego artykułu lub instrukcję dodawania nowego artykułu dla swojego klienta.

 


Strona www stworzona w kreatorze WebWave.