W życiu przychodzą czasem takie momenty, kiedy chcesz się zwinąć kłębek i schować przed całym światem. Nie chcesz nikogo widzieć ani wchodzić w interakcję. Taka awersja do ludzi. Nawet tych bliskich, których kochasz. Zaczynasz wtedy myśleć, analizować. A każda tak myśl, nie zawsze jest pozytywna. Wtedy ta cała złość i uraz do innych się wylewa. Popadasz we frustracje. Często też obwiniasz innych o rzeczy, na które nikt nie ma wpływu. Absurd goni absurd. Samopoczucie sięga dna. Gdy stan taki zdarza się permanentnie, może prowadzić do depresji. Wtedy już mamy do czynienia z chorobą i już lekarz powinien się taką osobą zająć. Jednak podobne stany zdarzają się praktycznie każdemu co jakiś czas, mijają i nie mają znamion chorobowych. Wręcz przeciwnie, czasem powodują, że nabieramy wiatru w żagle i płyniemy do przodu. Ja właśnie jestem w środku takiego "mętlika". Za dużo myślę.
Mam teraz taki zjazd, że każde nawet najbanalniejsze wydarzenie wywołuje u mnie sieczkę w głowie i analizowanie. A ja jestem tego świadoma. Klientka nakrzyczała na mnie w sklepie, że w odłożyłam nie w tym miejscu koszyk, w domu płacz i analizowanie. Przełożony powiedział, że zrobiłam coś nie tak, znów płacz, sny o pracy i analizowanie. Ryż wykipiał, zalał kuchenkę, za wolno zareagowałam, śmierdzi przypalonym w całym domu – płacz, analizowanie i krytyka samej siebie, bo nie przypilnowałam. Piotrek ma pracujący weekend albo wychodzi na miasto z kolegami i współpracownikami. Widocznie sobie zasłużyłam, że muszę siedzieć sama. Stop co za głupoty! Ty wstrętna Babo przestań! Głowo przestań, przecież to głupsze niż ustawa przewiduje... Masakra! A najzabawniejsze w tym wszystkim, że ja tych absurdów w mojej głowie jestem zupełnie świadoma. Wiem, że to wszystko jest głupie, a jednak pozwalam, by we mnie siedziało. Czekam, by przeszło. Aż przyjdzie ten czas, że zamieni się w bodziec nowej nadziei i da mi siłę do działania. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że taki stan, to rodzaj funkcji obronnej organizmu... czy ja wiem, dla mnie to on jest średnio potrzebny. Ale może rzeczywiście tak trzeba.
Podziwiam sportowców. Oni mają naturalną zdolność wyłączania myślenia. Chociaż, chyba nie tyle naturalną, ile wyuczoną. Z praktyki wiem, by wykonać prawidłowo ćwiczenie, musisz przestać analizować tylko zdać się na pamięć mięśniową i swoje ciało. Wtedy się udaje, wtedy odnosi się najlepsze osiągi. Zauważyłam (rodzina, znajomi), że takie osoby, którym łatwo to przychodzi, nie tylko dużo lepiej radzą sobie z jakąkolwiek aktywnością fizyczną, ale także jazdą samochodem, na rowerze czy innymi pojazdami z kółkami. Zazdroszczę. Mnie to łatwo nie przychodzi. Wręcz bardzo trudno. A w sportach nie należę do championów. Za dużo analizy. Z drugiej strony, też mi czasem się włącza tryb zadaniowy. Robię coś automatycznie. Nic nie czuje. Sama nie wiem, czy jestem wtedy "tu i teraz". Czyli kolejny złoty środek do znalezienia. Cudownie. Zaczyna mi się wydawać ostatnio, że całe nasze życie, to szukanie wyśrodkowania i równowagi. Dlaczego ewolucja jeszcze za nas tego nie zrobiła! Trochę zaczyna mnie zawodzić. A może historia straumatyzowała nas do tego stopnia, że skazani jesteśmy na wieczną walkę ze swoimi mózgami. Wmówiono nam schematy, jakimi powinniśmy być, co myśleć i jak postępować i czuć. Ta część która, wiąże się z tym, by nikomu nie szkodzić, rzeczywiście ma sens, ale czy cała reszta na pewno? Niestety ciągle myślenie powoduje u mnie to, że dochodzę do wniosku, że wiele rzeczy jest absurdalne, abstrakcyjne i bez sensu... Dzięki Ci mózgu! Przez pierwsze 30 lat życia chciałam się dostosować, a teraz od 10 lat staram się od dostosować, by moc poczuć, co rzeczywiście czuję, a nie to, co nauczono mnie bym czuła.
Bardzo bym chciała panować nad swoim umysłem i ciałem do tego stopnia, by czerpać z życia tylko dobro. Złych rzeczy wiadomo, nie uniknie się, ale niech są dla nas doświadczeniem, by w przyszłości ich uniknąć. By na błędach zawsze się uczyć. W sumie analizując i myśląc, w końcu do tego dochodzimy, tylko dlaczego ten czas samego pracowania nad tym jest, tak mało przyjemny i wiąże się z "psychicznym dołem". Cudownie by było znaleźć lub wypracować umiejętność by ten cały proces trwał szybciej i był mniej uciążliwy. Niby narzędzi do tego mamy mnóstwo – medytacja, ruch, przyjemne hobby, wolontariat, coaching etc. To wszystko robimy, by odnaleźć spokój i równowagę. Harmonia w nas my w harmonii. Piękne tylko dlaczego, choć takie oczywiste, to takie trudne. Wiem, że ja to nie tylko umysł, to też ciało i gospodarka hormonalna i tysiące innych ciągłych chemicznobiologicznych funkcji, które trwają nieustannie. Panowanie nad tym wszystkim to moje marzenie. Buddyści mają Nirvanę. A ja chciałabym, chociaż święty spokój i możliwość cieszenia się z każdej chwili, którą mogę spędzić, żyjąc. Pamiętać dobre chwile, a nie tylko te złe smutne i tragiczne. Przestać się przejmować rzeczami, na które nie mamy wpływu. Pogodzić się, że coś, co już się stało, już się nie odstanie. Czasu nie cofniemy. Wiec jak długo jest sens przez to się umartwiać i płakać.
Przemyślenia na papier wylane. Teraz chyba włączę olimpiadę i pooglądam sportowców. To naprawdę piękne jak panują nad swoim ciałem, biją rekordy i pokonują własne słabości.
Dziękuję
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.