Wyjazd i ten sposób spędzenia Sylwestra uważam za bardzo udany i godny powtórzenia w przyszłości. Polecam też wycieczki nad Bałtyk zimą. Na spacer i pooddychać nadmorskim powietrzem. Poczuć ten zimny wiatr i zapach słonej wody. To było naprawdę wspaniałe.
Dziękuję.
Rewa to niewielkie miasteczko turystyczne, z charakterystycznym cypelkiem (tam potrafią pojawić się foki), krzyżem, wioską rybacką, jedną uliczką turystyczno-restauracyjną. A od drugiej strony stworzona jest ścieżka dydaktyczno-spacerowa ciągnąca się między moczarami i terenami lęgowymi tamtejszych ptaków a brzegiem morza (Rezerwat Przyrody Mechelińskie Łąki). Bardzo ciekawe miejsce do spacerowania, podziwiania widoków i podglądania natury. Zimą ptaków widać niewiele, ale warto wybrać się tam dla samego spaceru i nadmorskiego wiatru.
Samo obchodzenie sylwestra, lampka szampana i na plaże. W ten sposób praktycznie wszyscy tak tam celebrują. Nie widziałam zaproszeń na bale, ewentualnie były kolacje w restauracjach. Kwestia fajerwerków. Tak były, czy było głośno. Mam wrażenie, że ciszej niż w mieście, ale dość głośno. Ja jestem trochę przewrażliwiona, jeśli chodzi o fajerwerki (nie lubię huku i całe życie mi wpajano, że są niebezpieczne, urywają ręce i wypalają oczy), więc przed wyjazdem poprosiłam ekipę, by kupili takie, aby dało się posprzątać, jak już się je wystrzeli. Mój mąż stanął na wysokości zadania i nawet znalazł takie, po których nic nie zostaje (proch i papier), spalają się całkowicie, są taż bezgłośne i mają tylko efekt świetlny. Ja wiem, że teoretycznie ludzie mogą bez tego żyć, że nie trzeba w ogóle strzelać w Nowy Rok. Wiem, że zwierzęta się boją. Często umierają (ptaki). Jak wracaliśmy do Łodzi pierwszego stycznia, rozglądałam się czy nie leżą gdzieś martwe ptaki – nie widziałam. Za to zauważyłam, że kosze przy plaży były wypełnione pudełkami po fajerwerkach, ludzie posprzątali po sobie, nie tak jak w mieście, gdzie zostawione były na trawnikach pudełka i czekało to jak służby miejskie ogarną. Nie jestem zwolenniczką ani przeciwniczką strzelania, jestem natomiast pewna tego, że trzeba znaleźć złoty środek, bo to, co wydarzyło się w tym roku w górach, było niedopuszczalne. Może jakieś kontrolowane pokazy, byłyby tu rozwiązaniem. Mam mieszane uczucia na ten temat, chociaż gdyby zakazano całkowicie fajerwerków, nie płakała, bym za nimi.
Czy udało nam się odnaleźć całkowity spokój i odcięcie od ludzi? Niekoniecznie, ale wcale nie było źle. Po prostu zjechali się tam tacy sami poszukiwacze ciszy jak my. Ludzi wokół było sporo, ale nie byli hałaśliwi, kłótliwi i wkurzający jak latem. Po prostu snuli się na spacerach, wdychając zimne morskie powietrze i podziwiali widoki. Było też dużo amatorów zimowego pływania. My nie morsujemy (nie licząc chłodnej wody na koniec każdego prysznica i zimnej po wizycie w saunie), ale zdjęłam buty i dotknęłam bosą stopą morskiej wody. Była zimna, ale uczucie przypominało, to jak wchodzisz do górskiego potoku. Nie jestem specjalistką, unikam zimna, więc moje testy trwały tylko parę sekund i szybko wróciłam do butów. Podziwiam tych, co wchodzą cali do lodowatej wody. Miałam wrażenie, że pomimo tego, że mijało się na spacerach wiele osób, to każdy miał tę potrzebną przestrzeń, której tu szukał. Były momenty, kiedy było wrażenie bycia samemu na plaży.
Jak Trudno ostatnio znaleźć chwilę, by pisać. Ale udało się. Muszę podzielić się czymś ciekawym i przyjemnym. W tym roku stwierdziliśmy, że nie chcemy jak co roku spędzić Sylwestra w domu (u nas lub rodziny), chcemy wyjechać. Gdzieś gdzie nie ma ludzi, by chwilę odpocząć. Tak by nie bawić się w szykowanie imprezy, potraw, stroju. Tego wszystkiego, co zazwyczaj się robi w tę noc. Wybór padł na polskie morze. Myśleliśmy o Helu (zimą tam jest pusto), ale nie udało nam się znaleźć odpowiednich kwater (w sumie było nas 7 osób). Wybraliśmy Rewę. Odwiedziliśmy już kiedyś to miasteczko. Około dekady temu, na krótką jednodniową wycieczkę, by zjeść rybkę i zamoczyć stopy w morzu, z rodzicami mojego męża. Jednak było to latem. Ogólnie, Bałtyk i miejscowości nad nim, nie są jakoś specjalnie przeze mnie lubiane. Wszystkie wydają mi się podobne. Przez większość życia, też bałam się wody, nie umiałam pływać. Jednak Pomorze, to region gdzie z wielką miłością zawsze wraca mój Mąż. Piotrek jest w połowie Kaszubem, jego Mama pochodziła z Kartuz. Nic co wiąże się, z lasem i wodą nie jest mu obce. Ja nie muszę czuć, jakiegoś szczególnego powiązania z północą Polski, ale wiem, że On czuję. Widzę to, za każdym razem gdy wyruszamy w tamte strony.
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.