26 listopada 2023

Szyj, szyj...
Parę słów o wykorzystywaniu 

W ostatnim tygodniu wydarzyło się tak wiele, że nie miałam dużo tematów do wyboru. Byłam na koncercie Gibbsa (godzinę przed wyjściem się dowiedziałam, artysty tego nie znałam, więc szybkie zaznajomienie z jego muzyką i poszłam, i nie zawiodłam się. Bardzo przyjemne widowisko, dużo pozytywnej energii), wyskakują mi nadal przypominaczki wycieczki do Azji, w pracy ciągłe nowości. Mogłam pisać o czymkolwiek. I o tym co się działo na bieżąco, albo co było w przeszłości. Jednak ciągle miałam coś do zrobienia. W końcu usiadłam do maszyny do szycia (wszyć suwak do bluzy, zepsuł się). Wtedy przypomniały mi się, rzeczy, o których teraz chcę napisać.

 

Moja Mama jest krawcową. Odkąd pamiętam, praktycznie cały czas siedziała przy maszynie. Pracowała, po pracy też szyła dla nas i reszty rodziny. Nie miała zbyt wiele czasu na przyjemności, a jak już jakiś się znalazł to spała, bo była tak zmęczona. Praktycznie cały swój wolny czas spędzała na drzemkach (depresja, tak, depresja). Gdy potrzebny był ktoś, kto potrafi coś uszyć, nagle wszyscy sobie o niej przypominali, a ona pomagała. Raczej nigdy nie odmawiała. Czasem serio, sprawiało jej to przyjemność. Przecież miło jest, Tobie też, jak zrobisz coś dla innych, tak że aż dziękują. Wtedy wszyscy się uśmiechają, endorfiny itp. Bywają niestety też momenty, kiedy takich próśb jest zbyt dużo. Wtedy nie masz ochoty pomóc, zmuszasz się, by to zrobić, bo tak wypada. Przecież nie odmówisz, Ty umiesz, Oni nie, więc pomagasz, choć przyjemności już z tego nie ma. Obserwując Mamę, nauczyłam się, że bywa rożnie. Ale zawsze trzeba trzymać fason. Czy aby na pewno... czy to już nie jest wykorzystywanie?

 

Podobnie miewamy w każdej pracy zawodowej, domowej. Nie chcę siedzieć po godzinach, w głowie mam milion pomysłów na czas wolny. Fajny posiłek, serial na Netflix, gra komputerowa, basen, siłka, zakupy, sprzątanie... przecież tego jest ogrom. Ale zostajesz, bo tak wypada. To profesjonalne. Pokażesz klasę. Tak? Na serio? Czy niedbanie o równowagę między pracą a życiem prywatnym, jest oznaką pracowitości i profesjonalności (wygoogluj choroby zawodowe i cywilizacyjne)? Chyba nie za bardzo. Z tego co pamiętam, Pan Ford na początku XX wieku, wprowadził ośmiogodzinny dzień pracy, po to by robotnicy byli w stanie wydawać, to co zarobili i wydajniej pracować (by mieć, po co pracować). Oczywiście Idea 888 była znana już wcześniej, bo chyba nawet w XVI wieku, ale pomimo tego przeciętny dzień pracy ludzi wynosił więcej. Ford natomiast, bardzo dużo zyskał na tym zabiegu i to on jest uznany za twórcę ogólnie przyjętego obecnie dnia pracy. Chociaż, szczerze ja nie pamiętam miesiąca kiedy, nie wygenerowałam w ogóle nadgodzin. Wszystko jedno, jaką firmę wspomnę, i jaki charakter miała moja praca. Jeżeli nie ciałem, to zawsze myślą praca zabierała, więcej niż powinna. Ogólnie, wielkie G... Chcemy dbać o siebie, odnaleźć równowagę, być szczęśliwi. Ale, robimy rzeczy, które nie wywołują uśmiechu na naszych twarzach. Oczywiście są momenty, kiedy praca sprawia przyjemność (i nie tylko, jest to urlop), w końcu jest elementem naszego życia codziennego. Jednak ja mówię i myślę o tych momentach, gdzie nie chcemy, a robimy. Bo wypada. To w tej kwestii, chyba wszyscy jesteśmy czasem wykorzystywani. Czasem przez pracodawcę, ale też znajomych, rodzinę, małżonków. A może, warto powiedzieć nie. A ponadto nie tłumaczyć się, dlaczego nie chcę. Po prostu nie, bo nie. Wole porobić coś innego. Nie przepraszać, jak byś do tego nie miał/miała prawa. Oczywiście, praca nad sobą, nad asertywnością jest wykonalna, nie zmienia to faktu, że i tak zawsze znajdzie się w otoczeniu osoba, która będzie próbowała zrobić z ciebie "jelenia" czy "osła", do zadań specjalnych, tylko dlatego, że coś umiesz. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. A w Tobie będzie rosło wbite gdzieś w podświadomość, poczucie winy, tylko za to, że chcesz być szczęśliwy. To takie błędne koło. Jeszcze nie wpadłam, na skuteczną metodę, by się z niego całkiem wydostać. Pracuje nad tym, nieustannie.

 

Szyć, nie bardzo umiem. Jestem w stanie wszyć suwak, załatać dziurę, podszyć spodnie czy firanki (jeżeli dziedziczymy genetycznie, zdolności manualne, to też je mam ponad przeciętną dzięki temu, chyba tylko, bo nie bardzo o nie dbam). Zdarzyło mi się też uszyć spódnicę, prawie samodzielnie. Mama mnie nigdy nie uczyła. W sumie, wszystko, co robię, to wiem tylko z obserwacji. Kupiłam maszynę, by nie prosić jej o wszystko, choć wiem, że by zrobiła. Mam wrażenie, że kiedyś za bardzo ją w tej kwestii wykorzystywałam. Za co przepraszam. Niestety moja domowy Łuczniczek, nie ze wszystkim sobie da radę i choć suwak wszyłam, to nie ostebnuje wszystkich warstw, tak by było, jak ze starym. Mama pomoże. Ale choć część pracy zrobiłam sama. A nad asertywnością pracujmy. Zarówno jak odmawiamy gdy nas proszą jak i gdy my prosimy i nam odmawiają, i nie pytajmy o powód.

Dziękuję.

 


Strona www stworzona w kreatorze WebWave.